niedziela, 3 marca 2019

3.03.2019 - Zdjęcia wielkości kart kredytowych




Parę dni temu przydarzyła mi się rzecz niespodziewana i wyjątkowo szokująca. Otóż, całkowicie przypadkiem otworzyłam znajdujący się na moim pulpicie zapomniany folder, i cóż w nim ujrzałam? Całą masę zdjęć moich prac, stworzonych na przestrzeni ostatnich dwóch lat. Oczywiście, do tej pory nieopublikowanych! Dlaczego? Wydawało mi się, że tak nieładnych zdjęć, zrobionych telefonem, często wieczorem, nie będę pokazywać, że są za brzydkie, wyblakłe, całkiem bezwartościowe. W przeciwieństwie (nieskromnie stwierdzę) do prac które przedstawiają. Miały zostać w moim prywatnym archiwum, cieszyć moje oczy kiedy nie będę miała inspiracji albo nie będę czuła się wystarczająco dobra. Na szczęście dla nich, moje podejście w ostatnim czasie się zmieniło. Nieśmiało więc zaprezentuje Wam dzisiaj albumik wykonany z okazji zaślubin. 


Album dość nietypowy, bo zdjęcia miały zostać zrobione już w trakcie ślubu i wesela, modnym w ostatnim czasie, aparatem natychmiastowym. 


Wiecie, takim co to wypluwa zdjęcia chwilę po ich zrobieniu. Poczytałam, poszperałam i okazało się, że zdjęcia miały być wielkości karty kredytowej (i właśnie moja karta bankomatowa posłużyła mi za miarkę). Kiedy usłyszałam prośbę o zrobienie takie albumu, byłam pod wrażeniem tego pomysłu. Jaka niesamowita dzięki temu miała powstać pamiątka!

Jego opakowanie nie mogło być więc byle jakie, przyznacie sami. Wzięłam się więc do roboty. Czarna baza, bo jak moje (skromne, ale zawsze) doświadczenie pokazało, baza powinna mieć ciemny kolor, dla dobra całego projektu. Do ozdoby wybrałam jednak kontrastowy jasny szary, pięknie współgrający z zestawem papierów beżowo-lazurowo-brązowych. W mojej opinii to niezwykle eleganckie połączenie. Jak sądzicie?


Oprócz tradycyjnych stron gdzie zdjęcia miały wklejone, wykonałam kilka kieszonek z tzw. 'fotomatą', na której można umieścić zdjęcia z obu stron. Taki uatrakcyjniający element interaktywny. Jednocześnie pozwalał na umieszczenie zdjęć robionych jednocześnie w orientacji poziomej jak i pionowej. 



Cały albumik otrzymał też pudełeczko, ozdobione oczywiście w tym samym klimacie, z imionami młodej pary i oczywiście z datą, będącą jedną w ważniejszych w życiu. Mam nadzieję, że w tym momencie jest cały wypełniony pięknymi zdjęciami i jest świetną pamiątką z tego magicznego dnia. 

O. 

Znalezisko zgłaszam na wyzwanie w Filigrankach:





Co sądzicie o tych aparatach natychmiastowych nowej generacji? Ja widziałam już kilka w akcji i naprawdę wydają się niesamowicie stylowe. 

Pozdrawiam i przesyłam buziaki,
Twisted Mouse



wtorek, 26 lutego 2019

26.02.2019 Kolejne urodzinki



Zima, zima i po zimie - idzie wiosna, idzie też czas powrotu do blogowania. Mimo wielu lektur na ten temat, mimo ćwiczeń, mimo adaptowania różniastych rozwiązań znalezionych w otchłaniach internetu nie jestem w stanie zmusić się do systematyczności. To cecha za którą gonie od pięknych kilku.. dziesięciu (?!) lat, a ta wciąż mi umyka. Mogłabym napisać, że to powrót już na stałe, już na 100% (zwłaszcza, że ostatnio mam całe dnie wolne), jednak może lepiej nic nie obiecywać, i po prostu zobaczymy jak to wyjdzie. Jak zawsze. 


W lutym miałam zaszczyt zostać poproszona o kartkę urodzinową z okazji trzecich urodzin dla pewnej młodej damy. 

Tym większe to dla mnie wyróżnienie, gdyż dla Natalki, bo tak owa panienka ma na imię, będzie to już czwarta karteczka wykonana przeze mnie. Pierwszą z nich (z okazji narodzin) nawet udało mi się opublikować - była to pierwsza moja kartka z "grzechotką" (zerknij TUTAJ o czym mowa). Następnie pierwsze urodziny. drugie... Ach, jak ten czas leci.


Ale zanim całkiem nostalgia mnie zaleje, wróćmy do kartki. W pierwotnych założeniach głównym elementem zdobniczym miała być dorodna, słodziutka jak jubilatka, truskawka, i tym właśnie kierowałam się wybierając papiery do jej ozdobienia. Soczysta zieleń, intensywna czerwień - piękne kontrastowe połączenie. Gdzieś po drodze jednak zgubiłam ten plan, malowana truskawka wydała mi się za mało urodzinowa, i tak te smakowite owoce trafiły nie na główny plan a na malowany przeze mnie torcik. 




Kartka sztalugowa, o wielkości 5 na 5 cali, oczywiście spersonalizowana jak należy. I jeszcze biel, by te intensywne kolory tak bardzo się nie pogryzły. Odrobina złota, by coś tam błyszczało, diamencik tu i ówdzie... et voilà! Karteczka urodzinowa jak malowana! 


Wracam i od razu zgłaszam karteczkę na wyzwanie w Szufladzie:




Och, narobiłam sobie smaka na truskawki... a mamy dopiero marzec! Chociaż... pewnie w hipermarketach już je znajdę, jak sądzicie? 

Pozdrawiam
Twisted Mouse :*

poniedziałek, 1 października 2018

1.10.2018 - InkTober - z czym to się je i czemu tak smacznie?

Nagle za oknami zrobiło się zimno i mokro, niebo coraz częściej przysłania chmurek warstwa, a i wiatr coraz mocniejszy. W taką pogodę mamy ochotę jedynie zaszyć się w naszych cieplutkich pokojach, popijając gorące herbaty/czekolady, grzejąc się pod mięciutkim kocykiem. Ale czy to skazuje nas na nudę? NIE! Październik,  oprócz milionów kolorowych liści, przynosi nam wyzwanie pod nazwą InkTober.


Ale cóż to takiego, ten cały Inktober?

Najprościej rzecz ujmując, to trwający 31 dni
(cały październik właśnie)
maraton rysunkowy. 


Wszystko zaczęło się od pana imieniem Jake Parker. Jesienią 2009 roku ten profesjonalny ilustrator/pisarz/nauczyciel postanowił poprawić swoje umiejętności rysowania tuszem. Pod nazwą InkTober (od słów "ink" = tusz + "tober" = october) stworzył wyzwanie motywujące rysujący światek do treningu nad swoimi umiejętnościami w posługiwaniu się tuszem. Z roku na rok akcja stawała się coraz popularniejsza, a współcześnie podbija wręcz social media przez cały październik. Co kryje się za sukcesem tego pomysłu? Na pewno łatwość z którą można przystąpić do akcji, bardzo przystępna cena potrzebnych materiałów (często wystarcza to co mamy w domu), wzajemne wsparcie uczestników projektu.

Jak każde wyzwanie, InkTober rządzi się pewnymi zasadami - w tym przypadku wytyczne są dziecinnie proste. 

Jake Parker na swojej stronie prezentuje 4 reguły rządzące przebiegiem wyzwania. Są one jednak na tyle ogóle by najbardziej anarchistycznie nastawiona duszyczka mogła je zaakceptować. Po pierwsze: stwórz rysunek tuszem. Nie określa czy to ma być drawing ink (do którego potrzebujemy pędzelka bądź piórka kreślarskiego), atrament, tusz w cienkopisie czy chociażby w zwyczajnym długopisie. Nie precyzuje co masz narysować, gdzie, kiedy. Fais ce que tu veux. Rób co chcesz. I czym chcesz.

I w sumie to tyle, jeżeli chodzi o jakiekolwiek wymogi. Druga i trzecia zasada dotyczy sposobu publikacji w sieci - nie jest to oczwyiście konieczne, możemy przecież robić to dla siebie w zaciszu swoich czterech ścian. Jednakże polecam przyłączyć się do wspólnej zabawy zwłaszcza jeżeli mamy tendencję do gubienia gdzieś po drodze motywacji. Wspólne działanie skłoni nas do podejmowania kolejnych prób. Pamiętajmy, że nawet jeżeli coś nam nie wyjdzie, w sieci mozemy znaleźć osoby które udzielą nam rad i wskazówek aby nasze przyszłe prace były coraz lepsze. 

Ostatnim przykazaniem jest powtarzanie tego każdego dnia października. Oczywiście i tutaj powinniśmy dostosować częstotliwość do naszych możliwości. Ale do planowania pracy jeszcze wrócimy w dalszej części artykułu. 


Dlaczego do wyzwania może podejść każdy, nawet osoby, które nie cierpią na nadmiar gotówki? Jakie materiały będą niezbędne i czy zbankrutuje w sklepie plastycznym? 


InkTober to projekt na każdą kieszeń. Otóż to czego potrzebujemy do wyzwania to najprostsze przedmioty które możemy znaleźć w każdym domu. W najtańszym i najbardziej ekstremalnym przypadku wystarczy papier (zeszyt, pojedyncze kartki, blok rysunkowy czy techniczny ze sklepiku na rogu) i czarny długopis (ew. ołówek). W wyzwaniu chodzi głównie o naszą systematyczność i ćwiczenie kreatywności, a nie o stworzenie arcydzieł godnych największych mistrzów.

W przypadku posiadania luźnych 10 zł możemy zainwestować m.in. w czarny tusz: w zależności od pojemności i firmy ceny wahają się od ok. 3 zł (najpopularniejsze to 20 gramowe buteleczki KOH-I-NOOR'a) do nawet 30 zł (zazwyczaj są to już tusze metaliczne, w kolorach tj. złoty czy srebrny lub większe pojemności). Jeżeli rozpoczynacie swoją przygodę z tuszem z czystym sumieniem polecam tą najtańszą opcję - sama jestem posiadaczką 4 kolorów malutkich buteleczek drawing ink wyżej wspomnianej firmy i jestem bardzo zadowolona. Pierwsze zakupy naprawdę można ograniczyć do jednego, max. dwóch kolorów, tylko po to by sprawdzić czy aby na pewno to coś dla nas. Teoretycznie prace do wyzwania InkTober są monochromatyczne, czarno-białe... Ale reguły nie zabraniają używania tuszy w innych kolorach.

UWAGA!!! W 99% przypadków rysowanie tuszem uzależnia - wtedy jak najbardziej należy uzupełnić swoje zapasy i poszerzać możliwości o kolejne barwy. 

Możemy też zainwestować w grubszy papier. Warto pamiętać, że im więcej wilgoci, tym papier bardziej się marszczy. Jeżeli planujemy używać tuszu, rozcieńczać go w wodzie, nakładać więcej warstw to kartki z bloku technicznego to raczej minimum, o ile nie chcemy by nasze prace nabrały trzeciego wymiaru. Polecam papier o gramaturze 200-220 g/m2, powinien wytrzymać co mokrzejsze eksperymenty. Pamiętajcie, że w sklepach możecie kupić pojedyncze arkusze mające nawet 300 g/m2, więc jeżeli planujecie mini powódź, to możecie sięgnąć i po takie materiały. Nie ważne czy zdecydujecie się na pojedyncze kartki czy jeden szkicownik, jak Myszaki wolą. 

Dla bardziej zaawansowanych polecam sięgnąć po stylograf, czyli tzw. piórko kreślarskie. Ciekawe narzędzie pozwalające na zmienianie grubości linii w trakcie jej rysowania. Stosowany zazwyczaj w kaligrafii składa się z smukłej rączki i metalowej stalówki. Osobiście posiadam dwa rodzaje - po szkolnych czasach mojej mamy posiadam takie zwykłe plastikowe piórko z wymiennymi stalówkami o różnej grubości (z całego zestawu czas oszczędził jedynie trzy) oraz drugie, szklane, które przywiozłam sobie jako pamiątkę z Wenecji. W jednej pracy potrafię wykorzystać (a przynajmniej pobrudzić) wszystko. Dlatego warto mieć pod ręką papierowe ręczniki do wycierania nadmiaru tuszu z stalówki. Warto pamiętać, że zazwyczaj nowo kupione stalówki są w sklepach zabezpieczone specjalnym woskiem, który musimy "zdjąć" przed rozpoczęciem pracy! Pamiętajcie też, że dla metalowych stalówek najlepiej służy ciepły prysznic od razu po zakończeniu pracy. Zaschnięty tusz może ciężko schodzić, i z reguły powoduje później rdzewienie.

Stylograf oczywiście nie jest jedyną opcją na nakładanie tuszu. Równie popularne jest używanie pędzelków (o nich to napisze oddzielny post który tutaj podlinkuje - dzisiaj i tak czeka nas spora porcja wiedzy) albo zaostrzonych patyczków, palców... Pełna dowolność. 

A co jeżeli to jednak nie jest dla nas? Buteleczki, maczanie, papierowe ręczniki... Nie, nie musisz rezygnować z udziału w wyzwaniu! Wystarczy, że sięgniesz po cienkopisy. Tych na rynku też jest cała masa, rozmaite firmy, mniej i bardziej profesjonalne. Możemy wybrać łatwo dostępne, np. marki Stabilo czy Rystora, lub troszeczkę bardziej profesjonalne np. Faber-Castell club Pigma Micron. Możemy śmiało przebierać w rozmiarach piszących główek. Osobiście zakochałam się tych najmniejszych, m.in. 0,05 mm - pozwalają one na kreślenie naprawdę cieniutkich linii.

Nie chce się rozpisywać na temat cienkopisów - o nich również powstanie oddzielny wpis, ale to next time. Teraz wspomnę tylko, ze na rynku  możemy też znaleźć cienkopisy z miękką końcówką, przypominającą trochę pędzelek - może warto taki też wypróbować?

Ja oczywiście, jak nie wymieszam, to nie będę sobą. Moja praca z tuszem zazwyczaj zaczyna się od ołówka, potem wypełnianiu większych pól drawing ink za pomocą pędzli i piórka, wytarcie ołówka gumką chlebową (o niej jednak  kiedy indziej) i detale czarnym Rystorem 0,05.

Dobrze, wiemy więc już co i jak, mamy potrzebne materiały... O czym jeszcze warto pamiętać?

W dzisiejszych czasach niemożliwym jest poświęcanie całego dnia na hobby czy pasje. Szkoła, praca, obowiązki domowe... Jak w to wszystko wcisnąć jeszcze wyzwanie, trwające cały miesiąc i nie zwariować?

Najważniejsze - musimy przysiąść i wszystko zaplanować. Chcemy przecież ukończyć wyzwanie, nawet jeżeli na swoich zasadach, a nie czuć wyrzuty sumienia patrząc na jedną czy dwie wyprodukowane prace w ciągu 31 dni...

Musimy liczyć siły na zamiary. Po pierwsze - czy dopiero zaczynamy swoją przygodę z rysowaniem? Czy coś już tam skrobiemy na marginesach zeszytów? To określenie poziomu startu pozwoli nam uniknąć późniejszych frustracji czy stawić opór zniechęceniu. Wyzwanie ma nam pomóc rozwijać skill rysowania, a nie dołować czy od tworzenia całkiem odrzucić.

Tym samym, jeżeli jesteś początkującym nie rzucaj się na realistyczne portrety, może warto zacząć od prostych rysunkowych doodli? Kaligrafia, która pozwoli nam zapoznać się z dopiero co zakupionymi narzędziami? Może warto przy okazji wyzwania przećwiczyć perspektywę lub układanie się światła? Może styl komiksowy? A może każdego dnia eksperyment z czegoś innego?

Po drugie - ile czasu dziennie jestem w stanie na to poświecić? Bez zarywania nocy czy brania urlopu? Jeżeli nas czas jest ograniczony, może warto zdecydować się np. abstrakcyjny kolaż, do którego każdego dnia dorysujemy jedynie kawałek, by 31 dnia miesiąca mieć całe wyzwanie na jednej większej kartce? A może po prostu jedna praca tygodniowo, codziennie po kawałeczku? Hm?

Dobra, kolejna sprawa: wszystko już mamy - narzędzia, ulubioną muzykę i czas... i siedzimy gapiąc się na pustą kartkę... Dwie minuty, trzy, osiem... Czas leci a my nie mamy pomysłu na rysunek. Koniec czasu a my zostajemy z pustą kartką, albo jedynie napoczętym, rodzącym się pomysłem. Nic, jutro będzie lepiej, jutro się uda, ale czy jednak nie skończy się tak samo?
Źródło: oficjalny funpage InkTober na facebook'u
Źródło: oficjalny funpage InkTober na facebook'u

Aby temu zapobiec już na początku miesiąca warto ustalić sobie listę tematów naszych rysunków. Co roku pomysłodawca InkTober proponuje na swojej stronie listę tematów na każdy dzień.

Są to bardzo ogólne tematy, mające na celu rozwijać oprócz naszego warsztatu rysownika, również wyobraźnie i kreatywność. Jest to jednak trudne dla początkujących, można więc stworzyć własną listę tematów bądź zdecydować się na jeden temat powtarzany każdego dnia (np. ptaki) tylko stosując różne style. Niezależnie od tego co postanowicie warto zrobić to na samym początku, by każdego dnia potem nie marnować czasu, który możemy poświęcić na malowanie.

Warto również pierwszego dnia, lub przed rozpoczęciem wyzwania, przetestować swój warsztat. Nowo-zakupione sprzęty przygotować i oswoić. Znalezione w domowej dżungli, zaadaptować. Wypróbować i poeksperymentować - może tusz z zeszłego roku zasechł? Albo stalówka, mimo wszystko zardzewiała, zgubiła się, przepadła?

Warto pierwszego października być w pełni uzbrojonym na wyzwanie.


Jak to z tym u Twisted Mouse?

Skoro już się na mądrzyłam, to może warto się do czegoś przyznać. Widzicie drogie Myszaki... Tak  naprawdę to moje pierwsze wyzwanie do którego podejdę na poważnie i od początku. Powyżej powytykałam trochę błędów początkujących... Bo sama je popełniłam w zeszłym roku.

Dlatego też tym razem zabieram się do tego według powyższych rad! Jak mi to wychodzi możecie śledzić na moim Instagramie, Facebooku lub DevianArt - na każdym z tych portali możecie obczajać i pilnować jak to się wywiązuję z podjętego wyzwania. Już jutro praca z 1 października, do której tworzenia zaraz zasiadam. Trzymać się będę oficjalnej listy, Nie ukrywam, że z systematycznością u mnie krucho - może to wyzwanie to zmieni? Za to trzymam kciuki, trzymajcie i Wy, liczę na Wasze wsparcie Myszaki!

W razie jakikolwiek pytań, proszę śmiało piszcie do mnie w komentarzach czy też na FB lub Insta - oznaczajcie mnie też na Waszych publikacjach związanych z InkTober (@twistedmouse lub #twistedmouseinktober18) z przyjemnością zobaczę jak Wam to wychodzi! 

Pozdrawiam i zachęcam gorąco do wzięcia udziału w InkTober2018!
Twisted Mouse



niedziela, 3 czerwca 2018

Wspomnień czar...




Dzisiejszy świat jest zdominowany przez technologię cyfrową, jednak nie można zaprzeczyć że zdjęcia w formie papierowej, mają swój niepowtarzalny urok.